Kamyczka zostawili rodzice. Najpierw ci biologiczni, potem zastępczy. Kiedy umierał, poza pracownikami hospicjum fundacji Gajusz nie było nikogo, kto by go przytulił. Gdy odszedł, nikt nie chciał go nawet pochować.
Kamyczka zostawili rodzice. Najpierw ci biologiczni, potem zastępczy. Kiedy umierał, poza pracownikami hospicjum fundacji Gajusz nie było nikogo, kto by go przytulił. Gdy odszedł, nikt nie chciał go nawet pochować.